Dzisiejszy dzień był wyjątkowo piękny. Jesienne liście spadały gładko z drzew, uderzając lekko o miękką trawę. Mimo, że traciła już swój kolor, barwy liści ułożone jedna obok drugiej sprawiały, że wyglądała jeszcze cudowniej. Słońce oświetlało czyste niebo, na którym powoli powstawały chmury.
Siedziałam i patrzyłam na nie z pełnym zainteresowaniem. Od kiedy słońce pojawiło się na horyzoncie, obserwowałam ten niezwykły świat. Bo jak to możliwe, że gwiazdy wiedzą kiedy zaświecić? Skąd bierze się śnieg i jak to jest, że spada? Chmury, jak one powstają? Mimo, że naukowcy odkryli powody i przyczyny,to ja i tak wierzę w magię. Ten świat i tak,jest bardziej magiczny niż nam się zdaję.
Chudy mężczyzna w mundurze podszedł do mojej celi, nie ukrywając swojego przybycia. Miał około dwa metry i cieszył się sławą w poprawczaku. Jego twarz była bardzo podobna do myszy, którą dokarmiam, dlatego bardzo trudno było powstrzymać mi śmiech, gdy był w pobliżu.
Gdy spojrzał na mnie swoimi małymi oczami, odwróciłam wzrok, aby tylko nie zauważył śladu, który zostawił szeroki uśmiech.
- Śniadanie - oznajmił tylko, czekając aż wstanę.
Przyzwyczaiłam się do tego, że większość nawet nie mówi dzień dobry. Myślą, że są lepsi, a my niewarci szacunku.
Przeszłam przez zatłoczone korytarze, do znajomej stołówki, gdzie już panowały tłumy i kolejki. Normalnie siadłabym przy stoliku, który dzieliłam z Victorią, ale nie dziś. Zanim się obejrzałam za moimi plecami pojawiła się Mellody. Posłała mi swój świetny uśmiech i razem poszłyśmy po tace.
Dzisiaj zdecydowałam się na kanapki. Płatki były moimi faworytami, ale dzisiaj coś w nich pływało, więc zrezygnowałam. Mellody wzięła jajecznice na bekonie i dwa soki wieloowocowe.
Usiadłyśmy w wolnym stoliku z dala od Victorii.
Posmarowałam kanapkę sporą ilością masła, nałożyłam po dwa plasterki sera i polałam ketchupem. Uwielbiam ketchup.
- Co zamierzasz? - zapytała Mell
- Z Torii ? - pokiwała głową - Nic. Co miałabym zrobić? Wybaczyć jej to, że jest podłą suką?
Dziewczyna się zaśmiała, ale jej uśmiech szybko zrzęd. Widziałam po jej wzroku, ze ktoś za mną stoi. Nawet wiedziałam kto.
Odwróciłam się. To co zobaczyłam zaskoczyło mnie. To nie była Victoria jak się spodziewałam.
Dziewczyna miała sztuczny uśmiech. Długie rude włosy i mocny makijaż sprawiały, że wyglądała jak lalka.
- Jestem Melissa - przedstawiła się i podała swoją bardzo chudą dłoń - Słyszałam, że jesteś nowa
- Taa - powiedziałam tylko, patrząc na Mell. Posłała mi współczujący uśmiech, który wyrażał więcej, niż tysiąc słów.
Wzięłam się w garść.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam próbując spławić dziewczynę.
- W sumie nie, ale słyszałam, że masz ostro na pieńku z tą krową - ostatnie słowo mocno zaakcentowała.
- Jaką krową?
- No Torii, a kto inny. Nieźle ją zgięłaś ostatnio - usiadła obok mnie, chichocząc.
Jej pewność siebie zaczęła mnie wkurzać.
- Nie rozumiem, co ciebie to obchodzi.
Zdaję sobie sprawę, że byłam niemiła, ale laska od razu nieprzypadła mi do gustu.
- Obchodzi. I to bardzo ... - przerwała, sprawdzając czy ją słucham, a następnie dodała szeptem-Mamy wspólnego wroga.
- Ja nie mam wrogów - powiedziałam i odwróciłam głowę.
- Każdy wie, że się nienawidzicie...
- Tak, czy siak nie obchodzi mnie twoja propozycja. Do widzenia.
Melissa prychnęła i odeszła, zostawiając nas same.
- Kto to w ogóle był?!
- Ona jest jeszcze gorsza niż Victoria - westchnęła Mell - Uwierz mi. Ona to przy niej anioł.
Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Czyli mam uważać.
***
Po śniadaniu poszłam do swojej celi. Poprosiłam strażnika o pozwolenie na prysznic. Zaprowadził mnie do łazienki.
Weszłam pod ciepłą wodę, która momentalnie otuliła moje ciało. Zaraz po tym usłyszałam głuchy dźwięk zamykanych drzwi i damskie krzyki.
- Jesteś zdzirą, pieprzoną prostaczką - wrzasnęła jedna z nich.
Od razu poznałam właściciela głosu.
- Nie dotykaj mnie, debilko. O co ci znowu chodzi?! On cię nie chce, nie rozumiesz?!
Drugi głos tez był mi znajomy.
- Chciałby, gdyby nie ty...! To twoja wina, ty stoisz mi na drodze...
- No nie... nie mogę! Czy ty nie rozumiesz po angielsku? A może mam ci to oświadczyć po persku, co? Nie chce cię. ON CIĘ NIE CHCE!
Usłyszałam dźwięk zadanego ciosu. Któraś uderzyła.
- Myślisz, że bez powodu tu jestem? Wiesz do czego jestem zdolna... więc trzymaj się z daleka, albo skończysz tak jak swój brat
Ciężkie kroki i trzaśniecie drzwi rozniosły się po pomieszczeniu, wysadzanym płytkami. Zaraz po tym nastąpiła cisza i szloch drugiej z dziewczyn.
Ubrałam pośpiesznie bieliznę i zarzuciłam na siebie koszule.Następnie wyszłam z kabiny, udając się w stronę
zapłakanej nastolatki.
-W porządku?
-Tak - odpowiedziała po chwili zachrypniętym głosem.
Nastąpiła cisza. Było słuchać jedynie szloch nastolatki i mój ciężki oddech. Usiadłam obok niej, czekając, aż się uspokoi.
- A więc wszystko słyszałaś? - powiedziała po chwili Torii - Byłaś tu od początku?
Jedynie przytaknęłam, spuszczając wzrok na podłogę. Było mi wstyd, że podsłuchałam ich rozmowę, ale nie żałowałam.
- Zostałam skazana za prześladowanie lesbijek i gejów, rozumiesz to? - powiedziała z ironią - Była taka grupa, która składała się z samych ...
Po jej policzkach spływały kolejne łzy, ale mówiła dalej.
- Melissa i jej siostra do niej należeli.
Popatrzyłam na nią zdezorientowana.
- Kłóciłyście się o chłopaka, nie?
Victoria głośno się zaśmiała.
- Tak, ona myśli, że jak jeszcze odbierze mi chłopaka, to będziemy kwita. Oszukuje samą siebie, że jest zdolna być z kimś innej płci. Ale tak czy tak, wie co najbardziej mnie zrani...
-Razem z Louisem, moim bratem wyśmiewałyśmy jej siostrę, która potem trafiła do psychiatryka. Miała może piętnaście lat, a już poszła w ślady siostry. Za to zostałam skazana ...
- A Melissa? - zapytałam, zaciekawiona tą opowieścią.
- Potem chciała się zemścić - kontynuowała, nie patrząc na zadane przeze mnie pytanie - Mój starszy brat padł jej ofiarą. Nie może chodzić.
Wstrzymałam oddech. Victoria wstała i wyszła, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami.
Melissa jej groziła, że zrobi z nią to, co ze swoim bratem. Czy Torii się jej bała?
***
Przyszedł czas na kolację. Właśnie wychodziliśmy z boiska, gdy zobaczyłam siedzącą pod płotem Victorię. Była sama.
Obydwie z Mellody doszłyśmy do wniosku, że musimy jej pomóc za wszelką cenę. Opowiedziałam jej wszystko, mimo, że nie powinnam. Ale było to konieczne, jeśli chciałam mieć wsparcie.
Podeszłyśmy do nastolatki. Prawie od razu podniosła na nas wzrok patrząc swoimi kocimi oczami. Nie była przestraszona, bardziej ciekawa.
- Hope, może jesteś głodna?- zaczęła Mell, gdy byłyśmy nad nastolatką.
- Pewnie, a ty?
- Też.
-Może pójdziemy coś zjeść?- kontynuowałam, czując na sobie zdenerwowany wzrok Victorii.
- Tak, chodźmy.
Powoli zaczęłyśmy odchodzić, gdy niespodziewanie się zatrzymałam.
- Ale żeby wsiąść kurczaka musimy mieć trzy osoby, nie? Przecież same wszystkiego nie zjemy...
- Odwróciłyśmy się, patrząc na Torii. Dziewczyna się zaśmiała i przybiegła do nas, z uśmiechem dziecka. To nam wystarczyło. W trójkę poszłyśmy po pikantnego kurczaka.
***
Więc rozdział jest ! :D Jak wam się podoba, nowa sytuacja? :P
W ty rozdziale nie było płci męskiej... może dlatego, że mam jakiś odpych od chłopaków ;x Więc wybaczcie :*
Mam nadzieję, że wam się spodobało i z góry przepraszam za błędy :) Kto już tu dłużej bywa, wie, że lubię je popełniać :D
Jak tam wakacje, kochani? Za nieługo się kończą, więc korzystajcie póki możecie :) ;3
Pozdrawiam!