piątek, 26 lipca 2013

8."Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać."

Rano moja głowa zdawała się lada chwila wybuchnąć. Dopiero po orzeźwiającym prysznicu doszłam do siebie po wczorajszych wydarzeniach. 
Mimo, że była to jedynie intryga i nic mi się nie stało, moje ręce nie mogły przytrzymać przedmiotów, nie dłużej niż trzy sekundy. Każdy odbijał się hukiem o podłodze w łazience, w mojej celi, wszędzie, gdzie przebywałam.
Dzisiaj pierwszy raz spałam kamiennym snem, a strażnik nie mógł mnie dobudzić na śniadanie. Przegapiłam je, choć w moim brzuchu rozgrywała się prawdziwa walka. Nie byłam tez w kuchni, gdzie miałam dokończyć rozmowę z Mellody. To znaczy ona jeszcze o tym nie wiedziała.
Polubiłam tą dziewczynę. Nie znałam jej za dobrze, ale widać było to, jaka jest nieśmiała i jak trudno zawrzeć jej jakiekolwiek przyjaźnie. Postanowiłam bliżej ją poznać.
Własnie szłam na poranne ćwiczenia, gdy ktoś zablokował mi drogę. Uderzyłam mocno o ciało, chwiejąc się coraz bardziej. Czułam jak lecę do tyłu, aż nagle cały świat zdawał się zatrzymać. 
Otworzyłam oczy. Bardzo blisko mnie, stanowczo za blisko znajdowała się zatroskana twarz chłopaka. Postawił mnie do pionu, lekko się uśmiechając. 
Ale jaki świetny był ten uśmiech. Ten chłopak był taki słodki, że czułam jak moja krew pulsuję. 
- Dziękuję - powiedziałam, zła na siebie w duchu, że nie wymyśliłam niczego bardziej błyskotliwego.
Na szczęście Aaron był bardziej pewny siebie.
- Jak tam ręka ? 
Szczerze to nawet o niej zapomniałam. Ciągle znajdował się na niej bandaż i chodziłam do pielęgniarki na rehabilitację, ale ból, który męczył mnie przez dobre kilka dni stał się jedynie wspomnieniem.
- Całkiem nieźle. Jak nowe miejsce ? - zapytałam przypominając sobie, że jest tu zupełnie nowy.
- Ujdzie. Żyje mi się wspaniale w tych cuchnących serem celach. To pewnie przez myszy -posłał mi swój zabójczy uśmiech.
- Taa, pewnie tak - odwzajemniłam go, patrząc na zegar wiszący na korytarzy - Okej, jestem już spóźniona.
- Spoko, to narazie.
- Cześć -pomachałam mu na do widzenia i odeszłam.

Weszłam na zatłoczony plac, gdzie każdy, naprawdę każdy coś robił. Tutaj nie było obijania się. Choć dziwiły mnie metody jakich tu używają, nie było wcale aż tak strasznie. Coś jakby szkoła wojskowa z internatem, nie wliczając krat.
Mieliśmy tu przynajmniej kawałek prywatności, której nikt nie miał zamiaru zakłócać. Każdy dzień utwierdzał mnie w przekonaniu, że poprawczak to wcale nie takie złe miejsce, jak zwą. Ludzie, którzy tego nie zaznali mówią o tym, jakby wiedzieli wszystko, tym samym zachowując się jak dzieci.
Wypatrzyłam w tłumie Jacoba. Stał oparty o siatkę, odgradzającą nas od rzeczywistości i przypatrywał się innym ludziom. U jego boku stała Victoria. Nawet z odległości w jakiej stoję było widać, że są ze sobą naprawdę blisko. Poczułam coś, jakby lekkie ukłucie. Nie zdążyłam się dłużej zastanowić, co to było, gdy ktoś z tyłu uderzył mnie lekko w plecy.
- Tu jesteś! - zawołała Mellody wesołym głosem - Czemu nie było cię dzisiaj na kuchni?
- Byłam trochę... słaba.- odpowiedziałam zgodnie z prawda, jednak dziewczyna wyczuła nutę fałszu w tym zdaniu i popatrzyła na mnie swoimi wielkimi oczami.
Nie wiem czemu, ale chciałam się wygadać, a Mell idealnie się na to nadawała. Może to pomoże mi w końcu przytrzymać jakiś przedmiot i się nieco uspokoić.
Opowiedziałam jej wszystko. Nagle łzy znalazły się w moich oczach, ukazując jaki ze mnie słabeusz. Szlochałam w ramiona dziewczyny, przyciągając spojrzenia wszystkich w pobliżu. 
Beczałam dobre piętnaście minut, a dziewczyna dodając mi oparcia wysłuchiwała wszystkiego co miałam do powiedzenia. Pierwszy raz się nie myliłam. Mellody to naprawdę wspaniała osoba.
- Ten debil powinien ponieść za to odpowiedzialność. Trzęsiesz się jak galareta
Tak, to była prawda, Czułam jak moje ciało przechodzi przez fazę, w której nie mogłam się uspokoić. Teraz zdałam sobie sprawę jak mocno to przeżyłam. Przecież prawie umarłam ze strachu, gdy podniósł ten nóż.
- Nie ... nie roztrząsajmy sprawy. Już wszystko wyjaśniliśmy - odpowiedziałam, gdy jej słowa dotarły do mojego mózgu
Dziewczyna jeszcze mocniej mnie objęła.

***

Gdy w końcu się uspokoiłam, a nawet zaczęłam śmiać z ludzi, słońce przysłoniła ciemna chmura, sprawiając, że po moim ciele przeszły ciarki. Ciemną chmurą okazała się we własnej osobie Victoria, która bez ogródek patrzyła na mnie wścibskim wzrokiem.
- Wszystko w porządku ? - zapytała
Wstałam, mocno wyprowadzona z równowagi.
- W jak najlepszym - posłałam jej groźne spojrzenie. Widząc, że ją to nie rusza, uśmiechnęłam się fałszywie.
- A ciebie kochana, to nie powinno obchodzić.
- Chciałam przeprosić.
Uśmiech dosłownie znikł z mojej twarzy. Stałam jak wryta, chcąc sprawdzić, czy to co mówi jest rzeczywiście prawdą. Wyglądała na poważną. Jednak to nie zmienia faktu, że w moim wnętrzu aż się gotowało.
- Za co ? - zapytałam z miną niewiniątka - Przecież ty mi nic nie zrobiłaś ... 
Odwróciłam się do niej tyłem. Mellody stała za mną, wściekle wpatrując się w nastolatkę. Zaczęłam powoli odchodzić, a razem ze mną przyjaciółka. Zostawiłyśmy Victorie samą z wymalowanym na twarzy zaskoczeniem

***

Brak weny ? Nie ... Brak chęci ... Owszem.
I to jest własnie powód tak strasznego opóźnienia. Wiem, jestem wrednym leniem, który jest do tego nie punktualny, Nic mi nie pozostaje, jak znowu was przeprosić. Po raz kolejny ... PRZEPRASZAM !
Mam nadzieję, że to nie wpłynie na to, jak często będziecie czytać bloga. Po prostu będę się więcej starać ;)

No, a teraz ... Jak tam mija koniec pierwszego miesiącu wakacji ? ;D Bo mi trochę nudno, ale jakoś da się przeżyć ;P
Nie chce was martwić ludzie, ale juz za niedługo wielki powrót do szkoły. A przynajmniej ja, bo z tego co wiem, wiele z was pracuję xd 
W sklepach już zaczęli rozpakowywać przybory szkolne, itd co wprawiło mnie w depresje. Ale trzeba dalej żyć ! :P


Pozdrawiam !

niedziela, 14 lipca 2013

7."Pytania są niebezpieczne, Nie ruszaj ich, będą spały. Zapytasz - zbudzisz, i znacznie więcej Niż myślisz pytań powstanie."

- Czyli to z nożem, nie jest prawdą ? - zapytałam po długiej chwili milczenia. Muszę przyznać, że bardzo mnie to ciekawiło. Nie wiem czy dlatego, że czuje przy nim nagły wzrost adrenaliny, właśnie z tego powodu, czy bardziej martwię sie o swoje bezpieczeństwo, które z pewnością jest teraz naruszone.
Jacob uśmiechnął się tajemniczo, nadal nie odpowiadając na moje pytanie. Widziałam po jego twarzy, że teraz duchem jest gdzie indziej.
- Po części tak - odpowiedział w końcu, jakby właśnie nad tym się zastanawiał.
Czyli co ? Zabił swojego ojca, ale nie nożem ? A może nożem, ale to nie własnego ojca ? Skąd mam widzieć, która cześć jest prawdziwa, a która nie ?
Na korytarzach panowała cisza. Nie spotkaliśmy ani jednego strażnika, ani też więźnia. A właściwie to gdzie jest strażnik ? Przecież, zawsze, gdy odprowadzali mnie do celi, był przy mnie przynajmniej jeden z nich. Ale teraz jak nad tym pomyśle, nigdy nie widziałam, żeby Jacoba ktoś przyprowadzał i odprowadzał. Po prostu raz gdzieś był, a potem go nie było. Pojawiał się, ale też znikał szybciej niż inni.
Spojrzałam na nastolatka, który wciąż dotrzymywał mi kroku. Patrzył przed siebie, ukazując mi przy okazji, swój bardzo ładny profil. Nie wiem jak długo patrzyłam na jego, wbrew pozorom spokojną buzie, błyszczące oczy, które lśniły coraz bardziej w ciemności i lekko uśmiechnięte usta. Wydawał się nieobecny, więc dalej się na niego gapiłam. I było tak, aż do krat mojej celi, które pojawiły się tak niespodziewanie, że prawie niechcący wbiły mi się w twarz. Na szczęście w porę otrzeźwiałam i zdążyłam odłożyć spotkanie z nimi na inny raz.
Jacob zaczął się śmiać, co znowu mi przypomniało moją wpadkę ze śmiercią. Na prawdę myślałam, że umarłam, ale fakt, że on też znalazł się po drugiej stronie, nieco mnie zaskoczył. Dalej odczuwałam wstyd, że zemdlałam, tylko dlatego, że nastolatek mnie przestraszył. Nawet nie zdążył mnie uderzyć, a ja już byłam po drugiej stronie. Chyba nie jestem taka silna, jak wcześniej mi się wydawało.
- Lepiej już idź - powiedziałam po chwili.
- Czemu miałbym stąd iść jak moja cela jest niedaleko od twojej ? - Jacob nie wahał się z odpowiedział, jakby miał ją wypisana na kartce i własnie z niej czytał.
- A czemu miałbyś zostać ? - próbowałam grać, w tą jego głupia gierkę, ale prędko mi się znudziła. Weszłam do celi, nie czekając aż chłopak odejdzie. Usiadłam na łóżku i udawałam, że wcale mnie nie interesuję, czy on tu jest, czy go niema. Chłopak nadal stał i wpatrywał się we mnie, przez co nie mogłam się skupić. Jego spojrzenie przewiercało mnie od środka, tak, ze już po minucie nie mogłam wytrzymać.
- Czego chc... 
- Nie myślałaś, o tym, żeby się stąd wyrwać ? - przerwał mi w połowie zdania.
Odwróciłam gwałtownie głowę w jego stronę, chcąc sprawdzić, czy mówi poważnie.
Rozmawiałam o tym z Mellody, ale czy zdobyłabym się na ucieczkę? 
- Może - miałam już dość przeżyć na jeden dzień. 
Ułożyłam się na materacu, tyłem do Jacoba.
Czy on własnie proponował mi ucieczkę ? Chłopak, który mnie tak cholernie przestraszył, że straciłam przytomność ? Nie wiem czy mogę mu wierzyć, a co dopiero zaufać. Nie wiem, czy byłabym w stanie. Ale tak naprawdę, nie chodzi o to, czy bym mogła. Ja po prostu się boję. A strach paraliżuję moje ciało. Nie jestem taka jak ci złoczyńcy, jestem inna.
Odwróciłam głowę, aby zapytać, czy on nad tym myśli, ale jego już nie było.

***

Cześć :) Jak tam mijają wakacje ?
Część Was, już pewnie jest gdzieś daleko, piecze się na plaży i wcina codziennie lody xD A u mnie rozdział się sam nie napisze ... ^^
A więc, tak oto jest rozdział siódmy. Wena po dłuższym odpoczynku wróciła, więc mam nadzieje, że potrwa to znacznie dłużej, niż przedtem.
Dziękuję wam za wsparcie i komentarze, dzięki którym nadal się trzymam. Chyba bym się załamała, gdyby nikt nie komentował mojego bloga ;c
Rozdział jak zwykle krótki, bo dłuższych pisać nie umiem. Trochę zaczynam ćwiczyć, a jakie będą rezultaty, to nie mam pojęcia ;D

Przepraszam za błędy, pewnie się ich nazbierało, tak jak zawsze ;x

Pozdrawiam, M.A ;**

piątek, 5 lipca 2013

6."Patrząc na ciemność lub śmierć boimy się nieznanego - niczego więcej. "

Puk... puk... puk...
Słychać jedynie odgłosy kroków...
Puk... puk... puk...
Są coraz bliżej i bliżej...
Puk... puk... puk...
Nie widzę ich właściciela, ale czuję jego obecność ... Jest tuż obok mnie.
W pomieszczeniu panował mrok. Nie było w nim okien, a echo za każdym odbiciem stawało się mocniejsze. Nawet najmniejszy odgłos, słychać było z podwójną siłą. 
Moje ręce były skrępowane, czułam się osaczona, jak w okropnym śnie, gdzie jestem zamknięta w małym pomieszczeniu. Wrażenie, że zaraz umrzesz, że tuż za rogiem czai się niebezpieczeństwo. Już samo to cię wykańcza.
Jestem przy gwożdżona do twardego krzesła, a każdy ruch, który wykonuję jest tylko drgnięciem. Jedynie kropelki potu na moim czole mają pełny zakres i spływają po moich policzkach, czasem błądząc po nosie i ustach.
- Obudziłaś się już ? - usłyszałam za sobą męski głos.
- Nie widać ? - odpowiedziałam, nadal otumaniona -  Myślisz, że się ciebie boje ? I tak prędzej czy później cię znajdą.
- Hoho ! Powoli ... Nie znajdą. Jesteśmy jakieś pięćset metrów pod ziemią, gdzie nikt już dawno nie chodzi. Kiedyś zakład z tego korzystał, ale teraz ... już nie - zanim się obejrzałam był za moimi plecami. Czułam na karku jego oddech, gdy wymawiał kolejne słowa- Nie wiem czy się mnie boisz czy też nie, ale wiem, że powinnaś.
Moje serce zaczęło bić z coraz większą szybkością, a oddech stał się nierówny. Bałam się, naprawdę się bałam, ale nie wiedziałam dokładnie czego.
- Chcesz posłuchać zabawnej historyjki ? - po chwili Jacob się zaśmiał, prosto do mojego ucha.
Przed moimi oczami pojawiła się gazeta, trzymana w rekach chłopaka.
Widok był obrzydliwy, wręcz niepojęty. Na podłodze leżało bezwładne ciało mężczyzny. Było zmasakrowane, otaczała go krew, która sączyła się z jego rozległych ran. Na samym środku, pogrubionymi literami, widniał napis; " Szesnastolatek - zabójca własnego ojca ".
Wiedziałam co jest dalej i nie chciałam tego słyszeć. Tak potraktować swojego własnego ojca, który go wychował. Jeśli jest coś bardziej okropnego niż nienawiść, to to właśnie poczułam do Jacoba. Obrzydzenie, wstręt i jeszcze większy strach. 
Po chwili chłopak zaczął czytać:
- Dnia piętnastego kwietnia bieżącego roku, w Salford miała miejsce tragedia. Czterdziestoletniego mężczyznę znaleziono martwego w swoim domu (...) Najpierw przypuszczono samobójstwo, jednak badania potwierdziły obecność osób trzecich (...) Sprawcą okazał się piętnastoletni syn mężczyzny, który wykonał trzydzieści ran ciętych,z których trzynaście było śmiertelnych. Sprawa o umieszczenie chłopca w zakładzie poprawczym jest w toku ... 
Czy byłam przestraszona ? Nie ... ja byłam przerażona.
Morderca stał tuż za mną i miał nade mną władzę. Ja nie miałam nawet szans ucieczki. Zaczęłam się wiercić i wyrywać, modląc się, aby to był tylko straszny sen.
- Czyżbyś zaczęła się bać ? - zaśmiał się szyderczo
Po moich policzkach spłynęły gorzkie łzy. Moje ostatnie.
- Pobawimy się ? - zapytał po chwili Jason.
Cicho zaszlochałam, a z moich oczu nadal wypływała przezroczysta ciecz.
Coś w jego twarzy się zmieniło. Jakby poczuł przez chwilę współczucie. Widziałam jego wahanie, ale jedynie przez chwilę. Potem ten wyraz znowu się zmienił, a w jego ręce zabłysnął metal.
Nóż, który trzymał, jaśniał w ciemności.
- Chcesz mnie zadźgać, czy wywołujesz u mnie zawał ? Bo teraz już nie wiem - zdobyłam się jeszcze na lekkie poczucie humoru. Bo co innego mi pozostało ?
- Bez obaw, nie obchodzi mnie w jaki sposób, ale i tak umrzesz ...
Nastolatek podniósł do góry rękę i mocno się zamachną się w moją stronę.
Zdążyłam wyszeptać ostatnie "Przepraszam", ale wtedy nic już nie poczułam. Bólu. Nic. Czułam, że to był dla mnie koniec.

***

Otworzyłam oczy. Gdzie ja jestem ? Czy nie żyję ? 
Tak, czy tak, Bóg się najwyraźniej pomylił, bo nie powinnam być w niebie. 
Wszystkie rzeczy, które się tu znajdowały były w kolorze bieli. Cieszyło mnie to, a jednocześnie przerażało. Myślałam, że będę się gotować w kotle, jako zupa dla szatana, jak to zawsze opowiadali dorośli dzieciom. A tutaj niespodzianka, leżę na czymś miękkim, nie czuję niczego.
Wszystko było by naprawdę super, gdyby nie drażniący mnie głos, non-stop wywołujący moje imię.
"Hope ... Hope ... Hope" BLA, BLA, BLA ! Dajcie mi spokój.
Ale chwila. Czemu widzę tutaj osobę, której nienawidzę ? Czemu ten koleś tu jest ? 
Spojrzałam na niego ze wściekłością. To on mnie wołał.
- Co ? Też się zadźgałeś ? - naburmuszono odwróciłam wzrok.
Po chwili milczenia usłyszałam lekki chichot, który już po chwili zamienił się w głośny śmiech.
- Haha, ty myślisz ... myślisz, że nie żyjesz ? - mówił Jacob, nadal dławiąc się śmiechem - O nie. Takiej przyjemności to ci nie wyświadczę.
Pierwszy raz słyszałam taki szczęśliwy śmiech. Spojrzałam na niego ponownie, chcąc sprawdzić, czy rzeczywiście do niego należy.
Uśmiechał się do mnie, a w jego oczach tańczyły figlarne błyski. Nie mogłam oderwać od niego oczu. On wcale nie wyglądał na zabójcę. Był jak normalny, całkiem przystojny nastolatek, który uwielbia zabawę.
- C-co ? - zapytał, próbując się nie śmiać. Zasłonił ręką usta, ale jeszcze przed tym, zauważyłam w jego policzkach dołeczki.
Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Po prostu moja twarz sama ułożyłam się w pełen wdzięczności i radości uśmiech.
- Wyjaśnisz mi to ? Czemu mnie nie zabiłeś ? - zapytałam, nadal nic nie rozumiejąc.
- Bo powiedziałaś to co chciałem usłyszeć - jego mina stała się poważna.
Chwilę się zastanowiłam. Co ja powiedziałam ? Może chodzi mu o ten żart o zawale ... ? Czyżby szatańskie poczucie humoru ... ?
Moje namysły chyba trwały długo, bo chłopak odchrząknął.
- "Przepraszam". Powiedziałaś "przepraszam".
- Tylko ?
- Tylko.
Teraz ja zaczęłam się śmiać.
- Chciałeś mnie zabić, przez to, że cię nie przeprosiłam ? 
- To tylko słowo, ale bardzo cenne - powiedział - Dobra, wstawaj. Musimy iść już do swoich cel. Kolację dostaniesz do środka.
- Która godzina ? - zapytałam zszokowana
- Dwadzieścia po ósmej. Przespałaś pół dnia ...
Szybko wstałam i podeszłam do drzwi. Chłopak od razu ruszył za mną.

Okey. Może najpierw przeproszę ...
Przepraszam Was kochani, za moje idiotyczne błędy takie jak "zamaczną" i zmiana imienia Jacoba na Jasona xD
Błąd pierwszy był spowodowany moją mamą. Tak, jak jakieś "ale" to do mojej mamy, która się po mnie wydzierała, żebym wyłączała komputer, bo jest burza ;x, Błąd drugi - brak przyczyny. Po prostu tak jakoś wyszło ... I przez to pewien anonim trochę się mylił, więc w szczególności jego bardzo przepraszam.
Cóż ... jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, to rozdziały będą sie pojawiały w czwartki, a w gorszych przypadkach w niedzielę. O jakiej godzinie, nie potrafię określić, ale myślę, że dzień wam wystarczy ^^
Oprócz tego bardzo dziękuję za siedmiu obserwatorów. KOCHAM WAS LUDZIE ! :* I oczywiście tyle wyświetleń :) Dzięki, że jesteście ze mną :D

Pozdrawiam ! ;*