niedziela, 30 czerwca 2013

5. " Ból, na który jest rada, nie jest bólem. Więc nie ma bólu. "

Dochodziła piąta nad ranem, a ja znowu nie mogłam spać. Normalnie poszłabym do strażnika, aby znalazł dla mnie zajęcie, ale nie mogłam ryzykować, trafieniem do kuchni. 
Nie wiem co on tam robił, ale z pewnością jeszcze tam był. Mijał moją cele o trzeciej w nocy, wpatrując się zaciekle w łóżku. Już wtedy udawałam pogrążoną we śnie, co wychodziło mi całkiem nieźle. Teraz nie mogłam przestać wiercić się na posłaniu, które za każdym razem informowało innych, że już wstałam.
Nie mogę się ciągle chować, bo skończę jako zdesperowana nastolatka, bojąca się wyjść na zewnątrz.
Zdenerwowana wstałam i podeszłam do strażnika. Już nie mogłam wytrzymać ... Posłałam mu proszące spojrzenie.
- Znowu do łazienki ? - zapytał ze śmiechem.
Pokiwałam przecząco głową, Wiedziałam, że wie o co mi chodzi.
- Dobra, wyłaz. Dam ci jakieś zajęcie - powiedział nadal się uśmiechając - Co ty chcesz wyjść za dobre sprawowanie, czy co ?
W sumie to niezły pomysł, pomyślałam. Przecież gdybym tak robiła codziennie, może wypuścili by mnie wcześniej.
Szliśmy długim korytarzem. Strażnik wszedł do pokoju, zostawiając mnie samą. Mogłabym teraz uciec, ale napewno by mnie złapali. Nie jestem ani szybka, ani zwinna, ani tym bardziej silna, więc szybko odłożyłam ten pomysł. Teraz prawie codziennie nachodzą mnie myśli o ucieczce. Tak, czasami nie mogę już wytrzymać w małej celi, która przyprawia mnie o atak klaustrofobii. 
Zdążyłam dopiero usiąść, a mężczyzna już wrócił, robiąc dziwną minę.
- Niestety jest miejsce tylko w kuchni. Nie tylko ty się nudzisz.
No tak, czyli jestem skazana na śmierć przez nastolatka z nożem kuchennym lub obieraczką do ziemniaków. Nie wiem czego mam unikać bardziej. Najlepiej wszystkich ostrych przedmiotów.
Zanim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Strażnik wepchnął mnie do środka mówiąc coś starszej kobiecie, a potem zostawił mnie na "pożarcie". Rozejrzałam się po kuchni. Jacoba nie było. Uśmiechnęłam się zadowolona. Może, poszedł gdzie indziej.
Wylądowałam na zlewozmywaku. Jak zwykle naczyń była cała masa, jednak szybko się z tym rozprawiłam. 
- Cześć - odwróciłam się na dźwięk słodkiego głosiku
- Hej - uśmiechnęłam się do Mellody - Ty też tutaj ?
- No ... Pomożesz mi z cebulą ?
- Jasne- podeszłam do niej i zaczęłam obierać warzywo.
Wystarczyło pięć minut, a już byłyśmy zalane łzami, śmiejąc się i żartując
Dowiedziałam się o niej dużo rzeczy. Trafiła tutaj, bo fałszowała kasę. Była w moim wieku (piękna szesnastka) i mówiła, że może wyjdzie za trzy lata, za dobre sprawowanie.
- Myślałaś kiedyś o ucieczce ? - zapytał szeptem. Dziewczyna jak poparzona podskoczyła, po czym, zaczęła się nerwowo rozglądać
- I to nie raz ... Ale jeśli coś planujesz, musimy zebrać więcej ekipy ...
- Nie, no coś ty. Tak tylko zapytałam - zaśmiałam się.
Bałam się tego. I to bardzo.
Była już prawie ósma, gdy szłam się przebrać. Weszłam do szatni, do której dali mi kluczyki. Miałam własną szafkę, gdzie mogłam się przebierać. Ściągłam ciuchy i poszłam się trochę odświeżyć. 
Gdy wyszłam, w pomieszczeniu ktoś był. Siedział na ławce, z szatańskim uśmiechem i błyskiem w oku. Miałam na sobie ręcznik, ale nawet jakbym była ubrana, nie przestałabym krzyczeć. Piszczałam na cały regulator, nie tylko dlatego, że byłam prawie naga, ale, że siedział tu gość, który najchętniej by mnie zabił.
Na jego twarzy pojawił się wyraz zdenerwowania. Zanim się obejrzałam chłopak stał za mną trzymając rękę na moich ustach. Guziki na jego uniformie, drażniły moje nagie plecy, aż miałam ochotę odgryźć mu palce.
Jacob schował nas za szafki, gdzie nikt nas nie widział. Po chwili usłyszałam odgłos otwieranych drzwi
- Hope, jesteś tu ? - piskliwy głos Mellody odbił się echem
Chciałam krzyknąć, że tak, żeby natychmiast go stąd wzięła. Ale nie mogłam. Ona wyszła, a ja znowu zostałam sam na sam z tym czubem.
- Myślałaś, że ci odpuszczę ? - mówił szeptem, prosto do mojego ucha. Od razu oblał mnie zimny pot, a ciało zaczęło drżeć.
- Boisz się ? I masz czego ... - odwrócił mnie twarzą do siebie - Chyba, że ładnie przeprosisz i weźmiesz za siebie zadośćuczynienie ...


- Chciałbyś - odpowiedziałam, robiąc dziwny grymas twarzy
Chwycił mnie mocno za ramiona, ściskając tak mocno, że jękłam z bólu.
Próbowałam się wyrwać, ale on wtedy tylko wzmocnił uścisk.
- Na pewno ? - zapytał jeszcze raz.
Pokiwałam twierdząco głową, starając się być silna.
I wtedy, straciłam przytomność.


***
No tak, trochę rozdział krótki, ale ja chyba nie potrafię pisać dłuższych. Nie wiem, czy to dlatego, że jestem okropnym leniem, czy może po prosty nie umiem, ale tak, czy tak nie wychodzi mi to ;/
Przepraszam, że jest trochę po czasie, ale mam takiego lenia, że nawet to sprawiało mi trudność <pisanie> :D :))

Nie wiem, czy to mówiłam, ale KOCHAM WAS LUDZIE !
Już tyle wyświetleń, obserwatorów i komentarzy, że szok ;]  Cieszę się, że wam się podoba ! I za to moge wam jedynie podziękować !
DZIĘKUJĘ ! ;*

Aha ! Jeszcze jedno ;P
Jak po rozdaniu świadectw ? Paski był :P ? A jak tak, to zapytam gdzie, bo różnie to bywa >_<

Z góry przepraszam za błędy :)
Pozdrawiam !



czwartek, 20 czerwca 2013

4. "Cierpienie, które rodzi się i nie zamyka nas w sobie, staje się źródłem życia i światła."

Poczułam jak jej ręka dotyka mojej, a następnie przeszył mnie niesamowity ból. Krzyknęłam, gdy poczułam, że coś wdziera się pod moją skórę. Moje palce natychmiastowo ścierpły, a łzy nazbierały się pod policzkami, gotowe, aby w każdym momencie ujrzeć światło dzienne.
Zszokowana popatrzyłam na twarz dziewczyny. Nie było w niej widać ani cienia litości, jedynie chęć zemsty i upokorzenia. W jej oczach kryła się nienawiść, której dawno nie widziałam.
Nie mogłam już dłużej na nią patrzeć, gdy moja ręka aż pulsowała.
Wyciągnęłam ją z pod stołu, przy okazji czymś zahaczając.
"Nie ujdzie jej to płazem" - pomyślałam, gdy zobaczyłam "to".
- Hej, wszystko w porządku ? - odwróciłam głowę, aby zobaczyć kto jest moim wybawicielem. Czułam, że za chwile się popłaczę i zwymiotuję wszystko co przed chwilą zdążyłam zjeść.
Za mną stał chłopak z wczorajszego przesłuchania, którego byłam świadkiem.
Patrzyłam raz na niego, raz na rękę, aż w końcu sam spojrzał. Jego twarz pociemniała i zbladła.
- Co to, kurna ma być ?! - krzyknął. - Ja pieprze ... - odwrócił na chwilę wzrok - Kto ci to zrobił ?
Victoria wstała z miejsca z wrednym uśmieszkiem na twarzy i głośno się roześmiała.
On tylko podniósł mnie z siedzenia i chwycił za drugą dłoń, po czym wyszedł razem ze mną.
Przed stołówką siedzieli strażnicy, którzy zaraz po obejrzeniu wysłali mnie natychmiast do pielęgniarki.
Kobieta, która jedynie wpatrywała się z kwaśną miną, odesłała mnie do chirurga.
I to właśnie on dopiero wyjął widelec z mojej zakrwawionej ręki. Okazało się, że Victoria naruszyła główny nerw w dłoni, odpowiadający za ruszanie się placów. Dlatego nie mogłam kontrolować ich ruchów. Teraz musiałam chodzić na specjalną rehabilitację, która miała na celu przywrócić sprawność mojej dłoni.
- Kto ci to zrobić ? - zapytał jeden z policjantów, który przyszedł, gdy zabieg się zakończył.
- Pewna dziewczyna ... - odpowiedziałam, nie wiedząc czemu chce chronić dupę jakiejś okropnie wrednej suce.
- Możesz jaśniej ?
Nastolatek, który ciągle przy mnie był, zaczął odpowiadać za mnie.
- To ta blondyna, co z nią siedzi. Mogę panu wskazać dokładnie która ...
Z jednej strony byłam mu wdzięczna, że wstawił się za mną, ale z drugiej strony, czemu on mi pomaga ?
Wyszli obydwaj, a ja nawet nie poznałam imienia mojego wybawiciela.

***

Kilka godzin później ...

Wyszłam z celi i razem ze strażnikiem poszłam na halę. Roiło się tam od innych przestępców, ale i tak nigdzie nie zauważyłam blondynki. Gdy weszłam do środka, rozległy się szepty, po których można było poznać, że sprawa nabrała popularności. Tylko mam się cieszyć, czy płakać ? Bo nie mam pojęcia, czy oni wzięli mnie za tchórza, czy może Victoria tym razem straciła na opinii. Oczywiście bardziej, podobała mi się druga wersja.
- Wszystko w porządku ? - odezwał się głos za mną. Już wiedziałam kto to.
- Tak, a ty jesteś ?
- A no tak, nie przedstawiłem się - chłopak zaśmiał się zawstydzony i podał mi dłoń - Aaron.
- Hope - ujęłam jego dłoń. Trochę zesztywniała, ale cieszyłam się, że go spotkałam.
- Ładnie ... a więc co tu robisz ?
- Stoję ? - zaśmiałam się, widząc jego minę
- Za co siedzisz ? - poprawił się.
- Podpalenie, a ty ?
- Narkotyki - uśmiechnął się tajemniczo.
- Ćpasz ? - uderzyłam go w ramię - Ty ? Nie wyglądasz na takiego.
- I dobrze. Tylko sprzedawałem. Wiesz jakie są z tego zyski ? - powiedział z poważną miną - Ale mniejsza o to. Co podpaliłaś ?
Tak jak w przypadku Victorii, spodziewałam się tego pytania.
-Dom mojej "rodziny"- zaakcentowałam ostatnie słowo i kontynuowałam dalej, nie dopuszczając Aarona do głosu - Byłam adoptowana, a ta rodzina nie była dla mnie. Nie traktowali mnie jak córkę, bardziej jak obcą osobę,
- I ?
- I po prostu podpaliłam nasz piękny dom, a potem trafiłam tutaj - uśmiechnęłam się.
Nie okłamałam chłopaka, mówiąc tą historię. Była to skrócona wersja moim przeżyć, które wolałam pominąć. Już raz na mnie napadli, za to, co zrobiłam, więc po co przeżywać to jeszcze raz ?
Otaczało nas mnóstwo osób, ale nikt już nie rozmawiał o wcześniejszym zajściu. Rozejrzałam się.
I w końcu znalazłam osobę, której szukałam.
Dziewczyna siedziała razem z Jacobem. Rozmawiali o czymś, co zapewne miało związek ze mną, bo po niewiadomych dla mnie słowach, szczęki chłopaka mocno się zaciskały, a jego lodowaty wzrok pognał w moją stronę. Zerwał się na równe nogi i zaczął zmierzać w moim kierunku z miną mordercy. Nie wiem, czy miałam się postawić, czy też uciekać.
- Co ty sobie do cholery myślisz ?! - krzyknął oburzony nastolatek, gdy w końcu do nas dotarł.
Głosy ucichły, a ludzie zwrócili uwagę na nas. Nienawidziłam tego.
- Nie potrafisz tego załatwić między nami, tylko musisz kablować, idiotko ?
- To nie ..  zaczął Aaron.
- I co z tego ? To co mi zrobiła wymagało kary. Pieprzona księżniczka musi się w końcu nauczyć dobrych manier - przerwałam.
- Ty tu mówisz o manierach ? Lepiej być pieprzoną księżniczką niż szmatą ... - podnosił głos, a jego dłonie zwinęły się w pięści.
Gdyby moja ręka była sprawna, też wtedy bym je zacisnęła. I jeszcze śmie mnie nazywać szmatą ... ?!
- Odezwał się wspaniały ...- bąknęłam cicho
- Coś ty powiedziała ?! - zrobił krok w moją stronę
- To co słyszałeś. To nie ja obieram ziemniaki w kuchni
Wszyscy zaczęli chichotać, a Jacob zawrócił, pokazując mi środkowy palec.
Wiedziałam, że to dopiero początek walki ...

***

Witam wszystkich :)
Jak Wam mijają prawie ostatnie dni szkoły ? Pewnie już prawie nikt nie chodzi i robi sobie małe wagary, tak samo jak ja xd Teraz pogoda jest śliczna, więc w szkole nie opłaca się siedzieć ; D Lepiej korzystać ze słońca ^^
Bardzo wam dziękuję za tak dużo wyświetleń, już przy trzecim rozdziale :P Ale mnie to cieszy ... ^^ Dlatego własnie rozdziały są na czas, z czego jestem z siebie dumna xd
Dużo osób pytało, czy jest to coś w stylu fantasy. A więc, nie ! To opowiadanie będzie bardziej normalne, od pozostałych, choć może pomysł może wydawać się psychiczny ;) Mam nadzieję, że to nie odciągnie was od czytania :)
Dziękuję bardzo za komentarze ;)
Pozdrawiam, M. A ! ;*

czwartek, 13 czerwca 2013

3. "Jeśli chcesz pozbyć się człowieka uczyń to własną in­te­ligen­cją a nie groźbą. "

Złociste słońce świeci nad czerwonym niebem. Nie ma na nim ani jednej chmury oznaczającej dzień, ani też jednej gwiazdy, który oznaczałaby noc. Wszystko jest intrygujące i pełne tajemnic, które za wszelką cenę próbujesz odkryć.
Mała dziewczynka o dużych oczach i długich, brązowych włosach siedziała na kamieniu i płakała. Dlaczego? Przecież była szczęśliwa, miała kochających ją ludzi, dom i przyjaciół ... jednak z jej oczu wciąż wylewały się ciężkie łzy. W jej umyśle panowała pustka, a wciąż wracające wspomnienia tym razem się nie pokazały. "Straciłam je"- pomyślała i wybuchła jeszcze głośniejszym płaczem. Jej dłonie drżały, a twarz przybrała blady odcień. Zamknęła oczy, aby jeszcze raz spróbować.Nic. 
Ale wiedziała, że coś miała. Miała, ale utraciła. Powoli otworzyła swoje powieki, a przed nią pojawiły się obrazy. Wspomnienia, ale już nie jej. Kiedyś należały do niej, teraz jednak już nie. Wszystko należało do przyszłości. Dziewczynka uśmiechnęła się ironicznie i wstała, po czym zaczęła zmierzać w stronę słońca.



***

Otworzyłam oczy i otarłam łzy. Przez sen czułam jak delikatnie spływają mi po policzku. Podparłam się na rękach i rozejrzałam się po celi. Słońce delikatnie przebijało się przez kraty, tym samym rażąc mnie w oczy. Popatrzyłam zaspana na zegarek. Wskazywał dopiero dwadzieścia po piątej. 
Wyszłam z łóżka i zawołałam cicho strażnika, aby nikogo nie zbudzić.
- Mogę wsiąść prysznic ? - zapytałam nieco zbyt nerwowo.
- Nie za wcześnie ? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie, po czym otworzył cele i zaprowadził mnie do łazienki.
Gorąca woda obmywała moje ciało, kawałek po kawałku. Choć nadal było w łazience, ja byłam myślami, gdzie indziej. Mój sen, zdawał się taki realistyczny, jakby to miało miejsce w przeszłości. Dziewczynka była podobna do mnie z dzieciństwa. Czy to mogłam być ja ? W końcu też odczuwałam pustkę, ale wspominania nadal miałam. Więc co ten sen miał znaczyć ? Nie wiedziałam, ale przeczuwałam, że to coś niezbyt dobrego.
- Ruszaj się ! - strażnik stojący za drzwiami, przypominał mi co jakiś czas o swoim istnieniu. Po pewnym czasie w końcu wyszłam, ubrana w czysty uniform z delikatnym makijażem. Tak, można nam było mieć kosmetyczkę z potrzebnymi; nam dziewczynom, rzeczami.
Szliśmy długimi korytarzami, gdy mężczyzna gwałtownie się zatrzymał i uśmiechnął pod nosem.
- Coś mi mówi, że nie masz co robić ... - zaczął.
Już wtedy miałam dość, więc wycofałam się szybko, nie chcąc odrabiać brudnej roboty. Bo co można robić w poprawczaku ? Przecież nie będę plewić truskawek, ani zrywać kwiatków.
- To, źle panu mówi ... - przerwałam i zaczęłam zmierzać  w kierunku  swojej celi. Strażnik jednak szybko mnie dogonił i umiejętnie obrócił w przeciwną stronę. Potem zobaczyłam jedynie białe drzwi, skąd dobiegały hałasy. Wepchnął mnie chamsko do środka i od razu zastawił przejście.
- Dzień dobry ! - krzyknął, na co wszyscy zwrócili się w jego stronę.
Muszę przyznać, że nie tego się spodziewałam. Myślałam, że właśnie wchodzę do najgorszego miejsca w całym tym budynku, jakiejś sali tortur czy coś w tym stylu. A to była po prostu zwyczajna ... kuchnia ?
Kremowe płytki na ścianach, kilka pieców, lodówka, zlewozmywak i facet krojący cebulę. Tak, to z pewnością kuchnia.
Popatrzyłam na niego pytająco, ale on tylko kiwnął głową i ruszył przed siebie.
- Mamy tu nową pracownice z problemami sennymi - powiedział na głos - Przygarniecie ją ?
Uszom własnym nie wierzyłam. On własnie chciał żebym pracowała w kuchni ? Nie byłam w tym zbyt dobra, więc biedni, nie wiedza na co się piszą.
Tak, czy tak, nikt nie chciał słuchać, że nie potrafię gotować. Pierwsze wylądowałam na zlewozmywaku. Nie był to zbyt przyjemny widok. Odwróciłam głowę, aby powiedzieć komuś, że już wolę kroić cebulę, gdy nagle coś rzuciło mi się w oczy. Czy raczej ktoś.
Chłopak z wcześniej, ten bezczelny, siedział sobie bezbronnie i obierał ziemniaki. Ciekawa byłam, czy ktoś wie, że nasz twardziel, tak naprawdę zajmuję się gotowaniem.
On jakby przywołanym moimi myślami, spojrzał na mnie. W jego oczach najpierw czaiła się zaskoczenie, potem strach, a następnie pewność. Odwrócił wzrok z tym swoim uśmieszkiem i zaczął robić to co do niego należy. Obdzierać ze skóry kolejnego ziemniaka.

***

3 godziny później ...

Własnie skończyłam panierować kurczaka na obiad. Jakaś starsza pani uczyła mnie jak robić to prawidłowo. Była bardzo miła i przyjacielska, co w jej osobie mnie dziwiło. Miała na imię Matylda.
W końcu całe szkolenie dobiegło końca, a ja z zadowoleniem mogłam iść na śniadanie. Podeszłam do mini łazienki, gdzie mogłam umyć ręce, ubrudzone w marynacie. Nagle nade mną pojawił się cień. Ktoś chwycił mnie za ręce, obrócił o sto osiemdziesiąt stopni i przygwoździł do ściany.
- Nie waż się o tym nikomu mówić ... - odezwał się dobrze znany mi głos.
- Bo ? - odpowiedziałam równie groźnie jak on. Nie chciałam się tutaj w nic mieszać, już miałam na głowie Victorie, ale sam się prosił.
-... bo tego pożałujesz. Nie bez powodu siedzę w tym gównie.
Jego oczy były na wysokości moich, a na policzkach czułam jego oddech. Próbowałam wyrwać swoje ręce z jego wielkich dłoni, ale był silniejszy. Mocniej ścisnął je w uścisku, co zaczęło boleć.
- Auć ! Puszczaj ! - postanowiłam użyć swoich nóg. Walnęłam go mocno w łydkę.
- Musze pierwsze wiedzieć, że rozumiesz
- Spadaj, Jacob i nigdy się do mnie nie zwracaj. Jasne ? Nie będę się mieszać w twoje sprawy jak ty nie będziesz w moje.
W końcu się wyrwałam i wyszłam, posyłając chłopakowi niebezpieczne spojrzenie.

***

Dzisiejsze śniadanie było o wiele bardziej pożywne niż wczorajsze. Płatki z mlekiem; choć najtańsze jakie mogą być, były całkiem smaczne. Wzięłam wielką miskę i zaczęłam iść w stronę swojego stołu.
Siedziała tam już Victoria i reszta ludzi, którzy śmiali się z jakiegoś typka w gazecie. Najpierw nawet nie zauważyli jak się zbliżyłam. Potem swoją obecnością przykułam najbardziej niechcianą osobę. Victorię.
Czy się jej bałam ?
Nie, nie za bardzo. Ale miałam nadzieję, że wyjdę za dobre sprawowanie, czego przy niej nie potrafiłam utrzymać. Uśmiechała się do mnie, ciągle coś mówiła, na co ja odpowiadałam niezbyt błyskotliwymi odpowiedziami. Wiedziałam, ze to cisza przed burzą, którą ona z chęcią wywoła. Poczułam jak jej ręka dotyka mojej, a następnie przeszył mnie niesamowity ból.

***

Hej. Wam :D
Jak się podoba ? Mi tak pół na pół, bo akurat cierpię na zespół braku weny, ale cóż ... rozdział musi być :)
Przepraszam za błędy, które pewnie się wkradły, choć sprawdzałam tekst kilka razy ;)
Bardzo dziękuję za komentarze w poprzednim rozdziale i czterech obserwujących :) Bardzo mnie to cieszy i dodaję sił :) Nic mnie tak nie dopinguję jak wy ;P

Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)

środa, 5 czerwca 2013

2. "Bez­bron­ność wo­bec nieob­liczal­nej oso­bowości po­zos­ta­je zawsze. "

Po raz kolejny sytuacja nauczyła mnie, że lepiej się nie wychylać.
Upokarzając jednego z najważniejszych strażników, nie dostałam kolacji, choć to on pierwszy zaczął.
No, ale cóż, mówi się trudno ... głupszym się ustępuję.

***

Szłam długim korytarzem na dolnym piętrze, gdzie znajdowało się główne biuro. Towarzyszyło mi dwóch napakowanych mężczyzn o niezbyt przyjacielskich zamiarach.
Po drodze nie spotkałam wielu ludzi. Byli to najczęściej strażnicy lub lekarze. Zaskoczyło mnie to. Miałam nadzieję, że spotkam tu kogoś takiego jak ja ... kogoś, kto nie podaję się za człowieka, który wymierza sprawiedliwość. Wierzę w Boga i tylko on ma prawo mnie sądzić. W końcu wychowały mnie siostry.
A jeśli o tym mowa ....
Tak, tęsknie za nimi. I jestem na siebie okropnie zła, że zawiodłam ich zaufanie i oczekiwania. Nic, nawet rozmowa z "rodzicami," nie sprawiła mi tak wielkiego bólu jak spotkanie z nimi. Najpierw opowiadały co tam słychać w przychówku, chcąc ominąć temat szerokim łukiem. Ale i tak wiedziałam, czemu przyszły. Chciały się dowiedzieć czemu to zrobiłam ...  Czy było mi tam źle ...
Nie miałam jak się bronić. Wiedziałam, że jakbym powiedziała o tym jak ojciec nas bił, a matka piła to nic by nie pomogło. Tylko bym je zmartwiła, a po co mi to ? I tak oprócz ich, nikt by mi nie uwierzył.
Z zamyślenia wyrwały mnie głośne wrzaski. Powtarzane notorycznie przekleństwa i groźby oznaczały, że coś się działo. Dwa goryle, które jeszcze przed chwilą stały obok mnie, znikły w rozciągającym się przed nami tłumie.
Nagle z tego chaosu wyłonił się chłopak. Miał potargane jasne włosy i wielkie niebieskie oczy. Krew, ciemnymi kroplami spływała po jego wargach i nosie, spadając na czarny uniform więzienny. Popatrzył na mnie wrogim spojrzeniem, które nie mówiły nic innego jak "Uciekaj!". Wiedziałam, że wyglądam na przerażoną. Mam taką minę, zawsze, gdy się nad czymś zastanawiam, co działa na moją korzyść. Nie musiałam dzisiaj przed dyrektorem okazywać skruchy, bo on sam ją widział, dlatego skończyło się tylko na nie podaniu mi kolacji.
Tak czy owak, nastolatek nadal mnie obserwował  Po krótkiej chwili uśmiechnął się triumfalnie  jakby wygrał ze mną w jakimś pojedynku. Jakby myślał, że się boję.
Posłałam mu mój najwredniejszy uśmiech i podeszłam do ochroniarzy. Jeden miał zaprowadzić mnie do pokoju, a drugi skierował się w stronę pobitego. Plama krwi wyróżniała się na białych płytkach, tak samo jak mężczyzna leżący nieprzytomnie obok niej.
- Chodź tu jeszcze na chwilkę. - odezwał się strażnik. Posłusznie skinęłam i weszłam za nim do ciemnego pokoju. Siedział tam młody chłopak o ciemnych włosach. Miał rozbawiony wzrok i figlarny uśmieszek.
- Gadaj ! - usłyszałam jak jeden z policjantów wali o stół.
- Przecież mówię ciągle. To, że mi nie wierzycie to już wasz problem.
Punkt dla niego - pomyślałam.
- Co się dzieje ? - zapytał człowiek, który mnie tu zaciągnął.
- Nie chce odpowiadać, więc go trochę przyduś, Jack.
Jack podszedł do niego od tyłu stając za krzesłem. Po chwili szepnął mu coś do ucha, a z twarzy chłopaka znikł uśmiech. Zamiast tego pojawił się wyraz smutku, a zarazem zdezorientowania. Wyglądał jak ktoś komu zabrano coś cennego, wręcz skarb, którego nie chciał oddać.


- No i co ? - zapytał Jack kamiennym głosem.
- W moim pokoju, w szufladzie, w książce do chemii i w łazience za wanną  - odpowiedział chłopak
- Dziękuję.
Dopiero teraz mnie zauważył.
- Aaa właśnie ... co ona tu robi ? - zapytał policjant.
- Jest ze mną. Była bójka.
- Znowu Jacob ?
- Taa, ten chłopak wie jak umilić nam dzień.
A więc Jacob ,,, ten chłopak co spotkałam go wcześniej  tak ma na imię. Jestem pewna, ze gdzieś go już widziałam. Tylko gdzie ?
Goryl jeszcze trochę pogadał z policjantem, a następnie wypchał mnie na korytarz.

***

3 godziny później ...

Nigdy się nie spodziewałam, że w więzieniu WF będzie wyglądał gorzej niż w szkole. Chociaż trzeba przyznać, że sprzęt mają niezły. Bieżnie, sale do fitnessu, basen - wszystko.
Byłam trochę spóźniona, więc szybko się przebrałam i pobiegłam na boisko.
- Hej nowa ! - zawołał damski głos - Grasz ?
Odwróciłam głowę i spojrzałam na Victorie.
- Pewnie,
Dołączyłam do grupy siedmioosobowej  Po jednej stronie była Victoria, jakaś brunetka, hmm ten chłopak co wcześniej, chyba Jacob i jakiś mały typek z przerośniętą głową.
- Ty idziesz tam - wskazał mi drugą stronę boiska, gdy ustawiłam się przy nich.
Przeszłam przez siatkę i ustawiłam się w wyznaczonej pozycji.
Uwielbiałam siatkę. Ćwiczyłam przed szkołą, po szkole, a nawet w trakcie. Chciałam być w czymś dobra, więc dążyłam do perfekcji. Uczyłam dzieci w przychówku, a nawet Siostry.
Nim się obejrzałam, gra się rozpoczęła.
Moja grupa była całkiem niezła. Tylko jedna dziewczyna w brązowych, długich włosach nie potrafiła grać, ale nadrabiała to swoją urodą. Była tak ładna jak porcelanowa lalka.
W końcu przyszła moja kolej, wzięłam zamach i przebiłam piłkę, zdobywając tym samym pierwszy punkt. Drugi serw również należał do mnie, więc przebiłam najlepiej jak potrafiłam.

Godzinę później ...

Niski chłopak krzyknął z niezadowolenia, gdy ponownie przebił piłkę po za boisko. Jednak i tak wygrywaliśmy.
Uśmiechnęłam się zaczepnie do Victorii, ona jednak tego nie odwzajemniła. Wyglądała na trochę wkurzoną. Zaserwowała piłkę z taką siłą, że mogłaby przelecieć przez pół boiska.  Niestety jak na pech tej "ładnej", właśnie na nią leciała. Uderzyła ją mocno w głowę, a ta upadła z piskiem na ziemie. Zanim do niej pobiegłam słyszałam jak Jacob i ten karzełek się śmieją. Obrzuciłam ich paskudnym spojrzeniem i pomogłam się pozbierać dziewczynie. Popatrzyła na mnie wielkimi niebieskimi oczami z wybawieniem.
- Nic ci nie jest ? - zapytałam z troską.
- Taa, w porządku. Dzięki - uśmiechnęła się przyjacielsko
Już wiedziałam co za chwilę nastąpi.
- Jestem Mellody, przyjaciele mówią na mnie Mell. A ty jesteś ... ?
- Hope - przedstawiłam się i ścisnęłam jej rękę, po czym odwróciłam wzrok. Nie chciałam widzieć natrętnego spojrzenia nastolatki.
- Bardzo ładnie. - bąknęła i ruszyła w zupełnie innym kierunku..
Nie była to sytuacja, z którą spotykałam się na co dzień. Po prostu nie zwróciła uwagi na sens mojego imienia, można nawet powiedzieć, że go nie zauważyła.
Popatrzyłam jak odchodzi i ruszyłam w stronę blondynki.
- Żyje ? - zapytała, gdy stanęłam naprzeciwko niej.
- Tak, ale zdałoby się chociaż przeprosić.
- Za to, że nie potrafi grać ? - prychnęła z wyraźną groźbą.
Tak Hope, masz rację. Narób sobie wrogów, a potem cierp w męczarniach przez jakąś blondynę -odezwał się głos w mojej głowie, który wręcz kipiał sarkazmem.
- Sama się domyśl - ucięłam, nie chcąc prowadzić dalszej kłótni.
Odwracając się, napotkałam przeszkodę.
Popatrzyłam w górę i zauważyłam chłopaka z wcześniej. Jacob ?
- Nie za dużo sobie pozwalasz ?
Popatrzyłam pytająco.
- Nie odzywaj się tak do niej. Jesteś tu dopiero kilka dni,a już się spinasz. Wyluzuj - wyjaśnił.
- Ty wyluzuj. Nie wtrącaj się do rzeczy, które ciebie nie dotyczą. To nie twój zasrany interes co robię.
Victoria podeszła do niego i wtuliła się w jego tors.
- Chodź, szkoda słów na rozpieszczonego dzieciaka.
Policz do dziesięciu i się uspokój.
Jeden, dwa ... Kolejna osoba, która aż prosi się, aby uderzyć ją w tą śliczną buźkę ... trzy, cztery ... Nie jestem agresywna, ale ludzie sami się o to proszą ... pięć, sześć ... Nigdy w życiu, nikogo nie pobiłam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda ? ... siedem, osiem ... Widzę jak jej usta wykrzywiają się w uśmiechu, a oczy przepełnia fala satysfakcji ... dziewięć, dziesięć ...
Moja ręka lekko zadrżała, a dłoń zaczęła łaskotać. Sama wykonała ruch i bez żadnych ogródek uderzyła nastolatkę w policzek, który już po chwili był zaczerwieniony.
Jak kot skoczyła na mnie z pazurami i upadłyśmy na ziemie. Wbiła w moje ciało pazury i pociągła za włosy. Próbowałam bronić się nogami, kopiąc ją w brzuch. Na chwilę się opanowała, ale nie dała za wygraną. Znowu na mnie skoczyła z jeszcze większą siłą.
Dopiero, ktoś po chwili ją ode mnie odciągnął. Był to policjant o kruchej budowie i z ciepłym spojrzeniem. Upomniał nas, po czym kazał iść na kolację. Ja miałam udać się do swojego "pokoju". Haha, jakbym była w domu. Zawsze jak coś przeskrobałam, padało to zdanie.
Gdy wychodziłam, spotkałam się z lodowatym spojrzeniem Victorii. Oznaczało zemstę, która nastąpi niedługo. Pokiwałam głową, że zrozumiałam. Posłała mi uśmiech, znikając za drzwiami.

***

Witam ! Chciałabym wam podziękować za tyle wyświetleń i komentarzy. Naprawdę to wiele dla mnie znaczy :)
Mam nadzieję, że ten rozdział również przypadnie wam do gustu, a nawet więcej niż poprzedni ;)

Pozdrawiam ! ;D